wtorek, 5 stycznia 2021

Pandemiczne pamietniki

Nie czekam aż wróci tak zwana normalność. Pandemia stała się moją codziennością, moją nową normalnością. Z początku jednak trudno było mi odnaleźć się w tej niecodziennej codzienności. Dziś, patrząc wstecz, przyglądam się tej cząstce mojej przeszłości niczym jakiejś ekstremalnej, laboratoryjnej ciekawostce... 

13 III 2020 
Sugeruje się unikania ludzkich skupisk, do których należą również place zabaw, wybraliśmy się zatem na spacer do lasu! Pachnący świeżością i coraz bardziej zielony świat pokazał jakby swoje zupełnie inne oblicze. Czułam się, jakbyśmy byli sami na ziemi. W pewnym momencie przyłączył się do nas rudzik. Na krótką chwilę, wszak to skrajny indywidualista, śpiewający raczej tylko dla siebie. Spektakularne koncerty dla świata, to raczej domena kosów i słowików. Z powodu powalonych przez wichurę drzew, nie pokonaliśmy wyznaczonego szlaku, za to zaliczyliśmy prawie wszystkie kałuże! Teraz oglądamy Domisie, w kuchni gotuje się krupnik, suszone śliwki moczą się w herbacie na brownie i tylko niemiłosiernie ubłocone buty w korytarzu i przyniesiony z lasu bukiecik jemioły przypominają o porannej wyprawie… 

15 III 2020 
Niedziela = niedziałanie, bezczynność... ale gdy tuż za rogiem ma się leśny rezerwat przyrody... Nie zdążyliśmy jeszcze na dobre zagłębić się w las, a już otoczyły nas sarenki. Stałam jak wryta obserwując ich pełen wdzięku, harmonijny taniec. Powściągliwe, nieśmiałe, introwertyczne i tajemnicze stworzenia... Po prostu piękne! Gdzieś dalej spotkaliśmy sikorkę ubogą, dużo mniejszą i nie tak kolorową jak jej zielono-żółta siostra bogatka. Ot, czarna czapeczka, beżowy grzbiet i biały, puchaty brzuszek. Lecz zobaczyć ją, to wielki zaszczyt. Nie „pcha się” bowiem na balkony i do ogrodów tak, jak bogatka. Woli trzymać się na uboczu, z dala od ludzi. Po wyjściu z lasu, na ostatniej prostej, już niemal pod domem, na spotkanie wyszły nam trzy dzikie świnie. Iść w las, niczego nie zbierać i o niczym nie myśleć  – tak jest najlepiej! (Wiesław Myśliwski, Traktat o łuskaniu fasoli)

18 IV 2020
Sobota, 18 kwietnia, 31 dzień społecznej izolacji. Gdzieś za ścianą ktoś gra na flecie prostym melodię Jezus malusieńki.. Najwyraźniej ma barokową wersję instrumentu, w której dźwięk "f" winien być grany chwytem widełkowym, ale w szkole uczą tylko najprostszych chwytów na model renesansowy. Mimo wszystko, czuję się tym zdarzeniem zbudowana. Fałszywe "f" wzmaga bowiem tylko czynnik ludzki, który w ostatnim czasie zniknął gdzieś za duszącymi maskami i uciekającym na ulicy wzrokiem. Wniosek z tego płynie taki, że plenią się nie tylko choroby i smutki, ale niepowstrzymanie szerzy się też śmiech i pogoda ducha! Przynajmniej w mojej głowie ..skoro słyszę kolędy w kwietniu..

21 III 2020 
Pojawiają się głosy, że koronawirus to DAR, dzięki któremu ludzkość w końcu zatrzyma się i doceni wszystko to, co dotąd brała za pewnik, bezdyskusyjne dobra, które każdemu niejako „z urzędu” się należą – pełne pułki sklepowe, spotkania ze znajomymi, ciastko w kawiarni.. Czy rzeczywiście nic już nigdy nie będzie takie samo, gdy wreszcie wyjdziemy na ulicę, do ludzi? Czy naprawdę docenimy to wszystko, czego dotąd, jako swoistą oczywistość, nawet nie zauważaliśmy? Ponoć wystarczy pozbawić człowieka tego, co posiada i po jakimś czasie zwrócić mu to, co miał kiedyś, a poczuje się wielkim szczęściarzem. Cóż... myślę, że miesiąc (góra dwa) „normalności” i znowu będziemy dostrzegać problemy tam, gdzie nie warto. Z drugiej strony, może jeśli choć przez miesiąc staniemy się bardziej uważni, wdzięczni, mniej narzekający, coś w nas zmieni się na trwałe? To wszystko tak naprawdę dopiero się okaże. A jak będą żyć Włosi? Tam koronawirus zbiera śmiertelne żniwo na miarę historycznych epidemii. Mimo to, świat będzie kręcił się dalej. Cały czas się kręci. Wiosna nie zważa na zarazę. W swych kolorach przyszła do nas nawet szybciej, niż zwykle, zupełnie jakby chciała nam powiedzieć: jestem wolna, niezależna, wasz koronawirus nie dotyczy mnie, nie obchodzi. Jasnota purpurowa w całej krasie, tasznik pospolity, śliwa – wszystko kwitnie. Nawet mniszek lekarski, skąpany w rosie, żółci łąki… Słońce wschodzi, gdy matki tracą dzieci, gdy mężczyźni tracą żony, gdy kraje pustoszy wojna (…) Nawet jeśli jesteśmy absolutnie przekonani, że to koniec świata, nazajutrz słońce wzejdzie i tak (Taylor Jenkins Reid, Rozstańmy się na rok). Właśnie dlatego nie warto rozpaczać, bo rozpacz trzyma nas w miejscu, a życie... toczy się dalej i trzeba iść naprzód razem z nim. Tak skonstruowany jest świat. Niezachwiany, bezduszny i bezwzględny w swych regułach… 


23 V 2020 
Koronawirus skurczył mój świat do kilku osób wokół mnie i stałej, aczkolwiek przyjemnej, trasy codziennych spacerów z Antkiem. Pamiętam nasze pierwsze przechadzki, jeszcze w puchówce, grubej czapce i rękawiczkach. Wokół nas łyse drzewa i goła ziemia. Z każdym tygodniem krajobraz zmieniał się coraz bardziej. Głóg zakwitł na biało, a następnie – jak to jest w przypadku głogu – w miejsce kwiatów, pojawiły się młode, zielone liście. W końcu przyszła pora na śliwę wiśniową, trawy i wszelkiej maści polne kwiaty. Codzienność powoli wraca do normalności. Puste półki, długie kolejki przed sklepem, niepewność jutra, destabilizacja psychiczna i ekonomiczna. Cała ta kompilacja wydaje się być jakimś złym snem, nie rzeczywistością. A jednak, wszystko to było moim udziałem. Czy ja w ogóle żyłam w tym czasie? Czy tylko czekałam na zmiany, które przecież konsekwentnie wkraczały w świat obiektywny, nawet jeśli mój subiektywny stanął w miejscu. Dzisiaj jest zimno. Jutro nadejdzie upał. Kwiaty rozkwitają, potem więdną. Tych, których kochamy, możemy pewnego dnia znienawidzić. A życie... Życie wydaje się w jednej chwili doskonałe, a w drugiej wali się w gruzy. Doświadczyłam tego na własnej skórze (...); zdruzgotało to każdą cząstkę mojego serca (Gena Showalter, Alicja i Lustro Zombi). Czy byłam dostatecznie uważna, czy właściwie odczytałam znaki, czy coś istotnego nie umknęło mi w tym czasie wewnętrznego zastoju i czy nie kręcę się w kółko, stale poruszana przez te same gonitwy myśli... Jak nie opierać się zmianom, jak dać się ponieść życiu i nie martwić się, gdy to wywraca się czasem do góry dnem. Przede wszystkim zaś skąd mam wiedzieć, że to, do czego się przyzwyczaiłam, jest lepsze od tego, co być może mnie czeka? 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz