czwartek, 14 stycznia 2021

A na imię jej Daniela...

Ciemny, zimowy poranek. Zajmuję miejsce siedzące w pociągu SKM. Jestem dość zaspana, lecz gdy spostrzegam siedzącą naprzeciwko mnie kobietę, budzę się jak po podwójnym espresso. Nie mogę oderwać od niej wzroku. Gapię się na nią jak najęta. Z pewnością to dostrzega, gdyż sama również zaczyna mi się przyglądać. Mimo to, nie mogę tego powstrzymać. Co takiego w niej jest? Nie wiem... Najprościej mówiąc - jest po prostu piękna! W wieku emerytalnym, o twarzy już z wyraźnymi zmarszczkami, lecz zdecydowanie zadbana. Nie ma w niej jednak żadnej sztuczności. Ma w sobie to COŚ, co i ja chciałabym mieć, gdy przyjdzie mój czas. Nie pamiętam już która z nas pierwsza się odzywa, ale to musiało nastąpić. Zaczynamy się nawzajem przepraszać za to nachalne gapienie. W końcu mówię jej, że jest wyjątkowo piękną kobietą. Zaskoczona tym wyznaniem chyba nie bardzo mi wierzy. Tłumaczy się, że przecież włosy "nie-zrobione", że coś nie tak z zębami... i twierdzi, że to ja jestem piękna, choć o7 rano też raczej nie jestem "zrobiona"...

Niesamowite spotkanie. Dwie kobiety, z których - żeby było jasne! - żadna nie ma skłonności homoseksualnych, zachwycone sobą jako Człowiekiem, Osobowością, tak pierwotnie, szczerze i czysto. Po prostu. Bo jest tyle rzeczy, które trzeba nauczyć się widzieć, a tak mało się zachwycamy.

A na imię jej Daniela...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz