niedziela, 29 grudnia 2019

Żony bądźcie przez mężów kochane.


Z okazji uroczystości "Świętej Rodziny" Kościół przytacza dziś słowa św. Pawła o żonach, które winne być poddane swoim mężom. Muszę przyznać, że jeszcze kilka lat temu mocno raził mnie ów cytat. Potrzebowałam zgłębić temat, poznać kontekst, przede wszystkim zaś sięgnąć do języka, w którym pierwotnie słowa te zostały zapisane. Dziś widzę w nich wielką małżeńską esencjonalność. 

Niewątpliwie przez wieki kobieta była tą "poddaną", nie otrzymującą w zamian należnej jej miłości. Dziś również nie brakuje mężczyzn, którzy przybierając rolę pana i władcy, traktują swoje żony jak służące. Taka relacja nie jest jednak realizacją zasady podanej przez św. Pawła. Żadną miarą. 

Hebrajskie "bycie uległym" wobec męża oznacza tak naprawdę "oddanie się pod jego opiekę", czyli niejako "bycie uległym w odbiorze MIŁOŚCI".. i to najwyższej miłości agape. Agape jest miłością poświęcającą, w której mąż kocha żonę jak własne ciało i gotów jest nawet ponieść pewne niewygody, by okazać żonie troskę i wsparcie. Jak podkreślał JPII w Liście do Rodzin, "miłość wyklucza wszelki rodzaj poddaństwa, przez który żona stawałaby się sługą czy niewolnicą męża, przedmiotem jednostronnej zależności. Miłość sprawia, że równocześnie i mąż poddany jest żonie". Poddany w odbiorze miłości..

Dla mnie piękne i mistyczne. Kobieta znajdująca ochronę w ramionach mężczyzny; mężczyzny, którego opieka, to de facto dobrowolne i bezinteresowne dawanie siebie. Służba w imię Agape jest ich WSPÓLNĄ i WZAJEMNĄ misją. I nie mam nic przeciwko temu, by mężczyzna był "moją głową", jeśli będzie mnie miłował jak Chrystus Kościół. Jak Chrystus, który za Kościół oddał swoje życie..


czwartek, 26 grudnia 2019

Kilka refleksji świątecznych, cz. III

Do kolejnego wpisu o tejże tematyce zainspirowało mnie spotkanie z Przyjacielem, a także drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, w którym to Kościół przywołuje w liturgii św. Szczepana - pierwszego chrześcijańskiego męczennika, ukamienowanego w Jerozolimie w 36 roku. To wspomnienie burzy niejako naszą "świąteczną sielankę". Wczoraj choinka i kolędy, dziś nienawiść, krew i śmierć. Wczoraj radosne głosy aniołów, dziś nienawistne krzyki Żydów kamienujących Szczepana. Można by zapytać po co ten kontrast... A Jeśli dysharmonia jest tylko pozorna? Wszak, gdy spojrzeć głębiej, rozdźwięk wcale nie istnieje. Teologia jest ta sama. To, co łączy Boże Narodzenie z męczeństwem św. Szczepana, to po pierwsze MIŁOŚĆ. Heroiczna miłość. Boska i ludzka..Po drugie WIERNOŚĆ i KONSEKWENCJA. Również Boska i ludzka.. A po trzecie prawda o tym, że ŻYCIE LUDZKIE, TO NIE IDYLLA W TAKT KOLĘD I PASTORAŁEK. To iść za Mistrzem, aż do końca, aż do śmierci.
Chyba właśnie dlatego nie jestem zwolenniczką życzeń "pogodnych i zdrowych Świąt". Bo nie oddają one ciężaru gatunkowego tego, co w istocie mamy świętować. Moje spojrzenie kłóci się z koncepcją pogodnej, radosnej, ciepłej i rodzinnej atmosfery Świąt Bożego Narodzenia. W mojej perspektywie Jezus nie przyszedł po to, żebyśmy mieli pogodne i zdrowe Święta. Powiem więcej. Nie przyszedł nawet po to, żeby takie było całe nasze życie. Wraz ze swoim narodzeniem nie uszczknął nic z cierpienia, które dotąd było ludzkim udziałem; nie przeniósł nas do krainy wolnej od niesprawiedliwości, bólu i trosk. Pozwolił nam na udział w swoim Boskim życiu przez to, że sam wszedł w nasze życie, dzieląc z nami ową niesprawiedliwość, ból i troski - i czyniąc je swoimi. I niekoniecznie przetransformował naszą doczesność w idealną, a nawet na pewno nie. Daje nam za to siłę do tego, byśmy z pogodą ducha, cierpliwością i wdzięcznością przyjmowali każdy dzień, także ten chory i pełen trosk. To zupełnie inna pogoda ducha, niż ta świąteczna sielanka bez wyrazu, która mija równo ze Świętami i w której spory oraz konflikty ustają na jeden wieczór, podczas gdy Jezus przyszedł po to, by zmienić całe nasze życie. Święta są tego znakiem i początkiem zarazem.



piątek, 13 grudnia 2019

Kilka refleksji świątecznych, cz. II


Na tablicy ogłoszeń w moim bloku wywiesiłam plastikową koszulkę z taką oto zawartością: 




Skąd pomysł na 107 serc do przekazania dalej? Jest to rodzaj mojej prywatnej manifestacji, anty poparcia dla klasycznej tradycji prezentowej. Słowo 'prezent' ma zupełnie inną etymologię niż słowo 'dar'. Jego historia sięga średniowiecza. Pierwotnie oznaczało ono dar lenny przedstawiany publicznie, czyli prezentowany władcy. Ma zatem związek z prezentowaniem - publicznym pokazywaniem podarunku. Taki charakter ma też rozpakowywanie prezentów pod choinką. I ja czemuś takiemu mówię NIE. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie znajdę poklasku wśród czytających, ale też nie o to mi chodzi. Dar winien być niewymuszony, czyli najlepiej bez okazji. Nie przeczę, że prezenty świąteczne/urodzinowe itd. też mogą być ofiarowywane z serca. Zastanówmy się jednak do czego doprowadziła swoista KAMPANIA PREZENTOWA. Nie tylko ta reklamowa, przedstawiająca nam dziewczynkę w cukierkowym pokoiku, gdzie właściwie jest wszystko - łóżko z baldachimem, toaletka, różowe biurko, no i oczywiście mnóstwo zabawek. A teraz dostała jeszcze tę cudowną lalkę, która nie dość że płacze, gdy "jest głodna", to jeszcze robi kupkę. A Ty? Odmówisz swojemu dziecku tej dziecięcej radości? Spójrz tylko na dziewczynkę z reklamy. Jeśli kochasz swoje dziecko, zrobisz wszystko, by i ono poczuło się jak w bajce; by nie musiało patrzeć z zazdrością na prezenty swoich koleżanek/kolegów. Lecz prezentowy wyścig szczurów, to wcale nie wymysł współczesnego świata. Ćwierć wieku temu, gdy chodziłam do Szkoły Podstawowej, a na sklepowe półki dopiero wchodziły "Barbi i Keny", było podobnie. Pamiętam jak wszyscy w klasie po kolei wymieniali co też przyniósł im Mikołaj. A nie każdemu coś przyniósł i często to właśnie "szkoła" uświadamiała biednym ich "gorszość", mimo iż w domu mogło być mnóstwo miłości i świątecznego ducha.


A to już współczesna historyjka: Pewna dziewczynka, rozczarowana prezentem "do buta", postanowiła narysować dla Mikołaja KUPĘ. Powstrzymała ją jedynie perspektywa ponownego przyjścia tegoż spełniającego dziecięce marzenia osobnika 24. XII. A nuż zreflektuje się "staruszek" i tym razem przyniesie właściwy... Zdarzenie na tyle wymowne, że pozostawię je bez komentarza. To my uczymy dzieci, że Święta, to przede wszystkim prezenty ...a przy okazji jakiś "bobas w żłobie". Czy proponuję wykarczować prezentową tradycję? Hm... Czemu nie! A przynajmniej odwrócić proporcje, zrobić coś samemu ...podarować serce.

Mój Syn potrafi cieszyć się ze wszystkiego - z liścia, z ofiarowanego Mu uśmiechu, przeczytanej książeczki, czy zaśpiewanej po raz dziesiąty tej samej piosenki. I nigdy nie wzgardziłby żadną zabawką tylko dlatego, że wymyślił sobie inną. Jest czystą miłością i wdzięcznością! A jednak to Jego określa się mianem "niepełnosprawny". Kampania prezentowa utwierdza w przekonaniu, że danego dnia coś się komuś NALEŻY i kropka. Z urzędu. Niczym lenno. Nie taka zaś winna być istota DARU.





środa, 4 grudnia 2019

Kilka refleksji świątecznych, cz. I


MAGIA ŚWIĄT. Hasło to wdziera się w moją życiową przestrzeń niemal z każdej strony. Gdzie się nie odwrócę, dopada mnie ze swoją cukierkową słodyczą doprowadzając niemal do mdłości. Święta przedstawia nam się jako czas uśmiechniętych twarzy zgodnie zasiadających do suto zastawionego stołu, z wielką choinką i obowiązkowo mnóstwem prezentów. I tego każdemu z serca życzę - by do wigilijnej kolacji zasiadł z tymi, którzy są mu bliscy; by nie zabrakło wybornych potraw, a przedświąteczna bieganina, sprzątanie i gotowanie nie spowodowały frustracji i kłótni wśród domowników, co niestety bywa częstym zjawiskiem. Nikomu nie odmawiam radości, jedzenia, ani prezentów. Apeluję jedynie o to, by tchnąć w to wszystko DUCHA!

I tu dochodzimy do sedna. Święta tu, Święta tam, wszyscy trąbią o Świętach, życząc nam cudownych, zachwycających, magicznych... A ja się pytam - o jakie właściwie Święta chodzi? Bo równie dobrze może chodzić o Święto Lasu. Czy ktoś w ogóle mówi o Bogu, który tej nocy się narodził? I to w nieludzkich warunkach. To nawet nie była drewniana szopa. Takie buduje się w Europie. W Jerozolimie zwierzęta trzymano w grotach. Jezus przyszedł na świat w zimnej, wilgotnej, ciemnej skalnej grocie. Tam właśnie rozbłysła prawdziwa światłość. Potęga, bezkres i nieskończoność zstąpiła na ziemię ogarniętą mrokiem. I to jest prawdziwa magia Świąt - że Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas. Nie ta landrynkowość sącząca się z reklam.

Dziś, w imię światopoglądowej sterylności, słowo Bóg spycha się na margines. Są po prostu Święta, prezenty, choinka, czasem jeszcze śnieg. Wszystko to jednak jest puste, jałowe, bo nie ma w sobie refleksji nad tym CO MY WŁAŚCIWIE ŚWIĘTUJEMY. Owszem - samo spotkanie z rodziną przy wspólnym stole, to również jakiś rodzaj święta i oby jak najwięcej w naszym życiu takich zgodnych kolacji. Życzę jednak tak sobie, jak i każdemu z Was, szerszej świadomości i zrozumienia o co tak naprawdę chodzi w Świętach - Świętach BOŻEGO NARODZENIA.