Zawsze lubiła dzieci i marzyła o gromadce. Co prawda urodziła syna, nie spełniała się jednak w rodzicielstwie. Jako autysta, jej chłopczyk uwięziony był we własnym umyśle. Co za ironia. Ona – jako anorektyczka – też była więźniem swojego ciała.
Myśl o dziecku towarzyszyła jej od dawna, ale dopiero kiedy na skutek zbyt wielu codziennych trosk jej cykl rozregulował się, a podaż hormonów zaczęła poważnie szwankować, wizja, że jej czas, jako kobiety, skończył się, łapała ją za gardło tak mocno, że niemal się dusiła. Jeszcze niedawno trzymała w ramionach nowonarodzonego synka przyjaciółki, teraz wystarczyło, że spojrzał na nią tymi swoimi wielkimi, uśmiechniętymi oczami i szlochała pół dnia. Niemal codziennie otrzymywała porcję zdjęć i filmów słodkich pociech koleżanek i poza sporadycznymi przypadkami, gdy w sercu pojawiał się nieznaczny żal, szczerze cieszyła się razem z nimi. Czy przyszedł moment, w którym nie będzie już potrafiła być dobrą ciocią? Nie będzie w stanie robić kakao, tworzyć układanek z opowieścią i łowić ryb wędką na magnes?
Wydanie na świat jeszcze jednego potomka było jej pragnieniem i źródłem przerażenia zarazem. Poród był dla niej traumą, choć upływ czasu nieco złagodził bolesną pamięć. O wiele bardziej bała się zmian, jakie ciąża zostawiłaby na jej ciele. Każdego dnia toczyła bój o idealną sylwetkę. Jej obecny stan zdrowia nie pozwalał już na mordercze treningi, stąpając jednak po kruchym lodzie trenowała na tyle, na ile mogła lub na tyle, na ile wydawało się jej, że może. Ciąża najpewniej skończyłaby się wielomiesięcznym leżeniem. Dla rozkosznego pędraka można poświecić wiele, tyle że między jej świadomością a jej ciałem jakby zerwało się połączenie. To nie znaczy, że nie zdecydowałaby się, lecz czy udźwignęłaby konsekwencje? Nawet teraz, gdy miała praktycznie wzorową sylwetkę, jej oczy działały jakby inaczej niż pozostałych ludzi. Jej biedne ciało, nieakceptowane jako perfekcyjne, tym bardziej nie mogło zostać przyjęte jako ułomne. Pod jej sercem nie rozwinie się już nowe życie, a Życie, które wydała na świat, mieszkało zamknięte w swoim pokoju, celi umysłu, w której klamki nie ma ani od zewnątrz, ani od wewnątrz. Samotna matka i samotny syn. Dwa światy egzystujące jeden obok drugiego, jakby niezależnie, a jednocześnie nie mogące istnieć bez siebie. Dwie klatki, których konstrukcję stanowiły własne kości…
Subtelne, ale jednocześnie tak sugestywne, że niemal można poczuć ten żal. Pięknie piszesz Basiu. Moim zdaniem mogłabyś napisać książkę o kobiecie - ja chętnie bym ją przeczytał. Pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńChodzi mi po głowie książka, której narratorem byłby mój Syn, nie wiem jednak czy taka wielka forma nie przerasta moich literackich możliwości. Pozdrawiam Cię również!
UsuńSkoro chodzi Ci po głowie, to może kiedyś się napisze. Może forma dziennika, żeby rozdziały mogły być swobodnie budowane? Taki blog, ale książkowy. Piszesz pięknie i nie sądzę, żeby taka forma przerastała Twoje możliwości.
UsuńDobra koncepcja!
Usuń