Sprawa 2-letniego Alfiego Evansa wstrząsnęła całym światem. Poruszyła również i mnie, stąd ten post. Zacznijmy od schorzenia, na które cierpi chłopiec. Jest to niezidentyfikowana choroba neurologiczna, która sukcesywnie i bezpowrotnie wyniszcza mózg dziecka. Alfie trafił do szpitala kilka miesięcy po urodzeniu i - jak dotąd - przy życiu podtrzymywała go specjalistyczna aparatura. Decyzją sądu została ona odłączona. Wobec jednoznacznych złych rokowań, lekarze uznali taki krok za w pełni uzasadniony. Rodzice sprzeciwiają się tej decyzji. Istnieją tacy, którzy sądzą, że jest to wyraz głębokiej histerii ludzi, którzy nie potrafią pogodzić się ze śmiercią swojego dziecka, dlatego zrobią wszystko, by - jak to określiła moja kuzynka - "poprzytulać się do syna jeszcze dwie godziny". Lekarze oświadczyli, że ponad 70 procent istoty białej mózgu Alfiego zostało dosłownie "wyżarte", w konsekwencji czego mózg chłopca, to w większej części woda i płyn mózgowo-rdzeniowy. Nie mam zamiaru tej diagnozy kwestionować. Chłopiec umrze i nie będę z tym dyskutować, ani poddawać medycznych faktów w wątpliwość. Przedmiotem sporu jest zgoła co innego, a mianowicie uściślenie takich terminów jak uporczywa terapia oraz eutanazja.
Uporczywa terapia jest terapią nieuzasadnioną, która nie służy ogólnie pojętemu dobru pacjenta, lecz sztucznie przedłuża proces jego nieuchronnego umierania. Często jest wyrazem negacji naturalnego charakteru śmierci oraz próbą oszukania pacjenta w stanie terminalnym i jego rodziny przez uciekanie się do interwencji leczniczych z góry skazanych na niepowodzenie. Człowiek nie ma obowiązku poddania się takiej "terapii", a lekarz nie jest zobowiązany do jej stosowania. Instrukcja Kongregacji Nauki Wiary z 1980 r. Iura et bona mówi: "Gdy zagraża śmierć, której w żaden sposób nie da się uniknąć przez zastosowanie dostępnych środków, wolno w sumieniu podjąć zamiar zrezygnowania z leczenia, które może przynieść tylko niepewne i bolesne przedłużenie życia, nie przerywając jednak zwykłej opieki, jaka w podobnych wypadkach należy się choremu." Eutanazja zaś jest działaniem lub zaniechaniem działania, które samo w sobie lub w zamierzeniu zadaje śmierć osobom umierającym, znajdującym się w stanie skrajnego cierpienia, głębokiego upośledzenia lub nieświadomości. W eutanazji nie akceptuje się śmierci naturalnej, lecz prowokuje się śmierć przyśpieszoną. Zmierza ona bezpośrednio do spowodowania śmierci*.
Alfie z pewnością umrze i być może nie zostało mu wiele czasu. W pewnym momencie jego mózg przestanie działać i to będzie chwila, w której należy odłączyć sprzęt. Wszelkie próby reanimacji w stanie śmierci klinicznej czy u krańcowo wyniszczonego chorego w stanie terminalnym, to rzeczywiście uporczywa terapia, która naraża umierającego na niepotrzebny stres i przeszkadza mu w spokojnym odejściu. Tyle że Alfie jeszcze nie doszedł do tego etapu, nie jest w stanie śmierci mózgu. Skoro odłączono aparatury, a mimo to chłopiec nadal oddycha, to znaczy, że jego mózg wciąż działa. Powinien zatem być objęty opieką aż do naturalnej śmierci. Czy to prawo przysługuje jedynie "dobrze rokującym"? Czy powinniśmy uśmiercać każdego nieuleczalnie chorego? I w którym momencie - od razu po diagnozie, czy też dopiero jak mu się "pogorszy"..? Śmierci należy pomagać uśmierzając ból i łagodząc jej dolegliwości, a nie ją przyspieszając. Każdemu śmiertelnie choremu przysługuje prawo do podstawowych zabiegów, takich jak: podawanie antybiotyków lub innych leków w przypadku powikłań infekcyjnych, leczenie odleżyn, odżywianie, leczenie niewydolności krążenia i niedomogi oddechowej. Nade wszystko zaś nie można zaniechać stosowania środków przeciwbólowych. Odstąpienie od ich aplikowania jest formą eutanazji. Pragnę natomiast przypomnieć, że przez wiele godzin Alfie pozbawiony był jakiejkolwiek opieki, w tym odżywiania! Egzekucja nie powiodła się. W tej sytuacji szpital miał w planie podać śmiertelny zastrzyk. To już jawna eutanazja. Zdawać by się mogło, że prawa dziecka łamane są w krajach słabo rozwiniętych, zacofanych, takich Afryka i Azja. O ewidentnym nieprzestrzeganiu praw człowieka można też mówić w przypadku Koreańczyków. Ale my - Europejczycy - jesteśmy tacy światli i nowocześni, tacy tolerancyjni! A jednak to właśnie w naszej cywilizowanej Europie ignoruje się najbardziej fundamentalne z praw - prawo do życia!
To miło, że łaskawie odstąpiono od śmiertelnego zastrzyku, że omawia się z rodzicami formy terapii paliatywnej, jednak w tym kontekście naturalnym jest, że rodzice chcą, by ich dzieckiem - do czasu naturalnej śmierci - zajmowała się inna placówka. To oni powinni wybrać miejsce ostatnich dni, tygodni czy miesięcy życia swojego syna. Niestety, mają zakaz opuszczania kraju. Traktuje się ich jak więźniów. Jest to dla mnie pogwałceniem praw człowieka i praw rodziców, wyrazem wielkiej niesprawiedliwości i tyranii, zdecydowanie nie na miarę cywilizowanego kraju. Takiej decyzji nigdy nie zrozumiem i nigdy się z nią nie zgodzę.
_______________________________________________________________
*https://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1326,uporczywa-terapia-vs-eutanazja-wyjasniamy.html