Połowa stycznia za nami, ehca noworocznych postanowień już prawie przebrzmiały, a jeszcze nie było podsumowania starego czasu. A zatem...
W minionym roku:
Spałam w cieple - zwykle pomagał mi w tym termofor i kołdra z owczej wełny.
Jadłam zdrowo, choć nie zawsze do syta (pogoń za idealną sylwetką..), ale za każdym razem smacznie.
Spędzałam czas z tymi, którzy są mi bliscy.
Moje drogi rozeszły się z kilkoma ważnymi dla mnie osobami, ale to, co wnieśli w moje życie, zostało ze mną.
Czytałam książki.
Zaśpiewałam, zagrałam i poprowadziłam z sukcesem kilka koncertów.
Otrzymałam na Dzień Dziecka prezent, o którym nieustannie marzyłam - pianino, i wygrałam na nim wiele godzin - tylko dla siebie.
Straciłam wiarę w Boga.
Nie straciłam jej do końca, wciąż Go szukam.
Byłam poważnie kontuzjowana, co na długi czas (może nawet na zawsze) przerwało moje zacięcie do kulturystyki, ale odkryłam kalistenikę, która co prawda nie zastąpi mi sztangi, ale pozwala nadal cieszyć się sportowym upodobaniem.
Zaczęłam uczyć się malować na kawie.
Byłam inspirowana.
Byłam inspiracją.
Przetrwałam chwile smutków.
To był dobry rok...