czwartek, 3 maja 2018

Deprymujące standardy "piękna"


Na przestrzeni wieków ideał piękna nieustannie się zmieniał, a przedstawiane sylwetki, pod  jego dyktando, ulegały przeobrażeniom. W Starożytności dominowała smukła budowa, choć wcięcie w talii u kobiet nie było zbyt znaczące. Obwód  w biuście z kolei był nieco mniejszy niż obwód w biodrach, natomiast wyraźnie zarysowywano mięśnie. Średniowieczne niewiasty były niezwykle kruche i wątłe, jednak - mimo swej szczupłości - często miały wydatne brzuchy. Epoka odrodzenia przyniosła więcej indywidualności, zwłaszcza w rysach twarzy. Ponadto renesansowe kobiety, w przeciwieństwie do swoich  średniowiecznych koleżanek, częściej zaspokajały swoje żywnościowe potrzeby. Ich ramiona są już krąglejsze, a biodra rozłożystsze. Barokowy ideał, to przede wszystkim postacie zmysłowe i o bujnych kształtach, choć nie brak też kobiet drobno zbudowanych, np. u Caravaggia. Dzięki wymyślnym gorsetom, w wieku XIX-tym, ideałem stała się talia podkreślona i tak wąska, jak tylko się dało. Na początku wieku XX-ego wzorcowy kształt stanowiła typowa sylwetka klepsydry, choć kibić nie musiała być już tak cienka. W latach 20-tych ubiegłego wieku liczyły się kobiety z małym biustem i wąskie w pasie. Wszystko to w ramach buntu przeciwko kobiecości. Niedługo później kanon piękna ponownie uległ zmianie o wydatne piersi, delikatne krągłości i talię osy. Lata 60-te, to delikatny zwrot w stronę lat 20-tych. Chłopięce kształty stały się oznaką niezależności. Lata 70-te, to powrót do postury seksownej, choć nieco bardziej atletycznej. Lata 80-te, to szerokie ramiona oraz pierwsze sztuczne piersi. W końcu świat mody zdominowały postacie szczupłe, z minimalną ilością tkanki tłuszczowej, ale za to z pokaźnym biustem. Śmiało można powiedzieć, że w wieku XXI  dążenie do "idealnej" sylwetki stało się obsesją.

Ikony stylu możemy prześledzić również na przykładzie lalki Barbie, która także przeszła metamorfozę, by niezmiennie pozostać najpiękniejszą dla współczesnych dziewczynek. Jej oczy - kiedyś wąskie i przymknięte - dziś szeroko otwarte, zachwycają długimi rzęsami. Także brwi, z biegiem lat, stały się idealnie wystylizowane. Znak rozpoznawczy Barbie, to oczywiście wyraźnie zarysowana talia, sterczący biust i długie nogi. Mimo to, począwszy od lat 90-tych, sukcesywnie chudnie, wręcz nienaturalnie. Jej wymiary są nie tylko niezdrowe, lecz wprost nieosiągalne. Nieistniejąca doskonałość jest chuda, ładna i obowiązkowo zamożna. To wszystko nie pozostaje bez wpływu na społeczeństwo, zarówno to najmłodsze, jak i dorosłe.

Problem w tym, że Barbie, to nie tylko zabawka, lecz swego rodzaju inspiracja. Coraz częściej pojawiają się żywe lalki Barbie, usiłujące zakłamywać rzeczywistość. A przecież w naturze coś takiego po prostu nie występuje. Ideały piękna w przeszłości również nie były osiągalne dla każdej kobiety, choć niektóre miały to szczęście, że trafiły swoją sylwetką na właściwą epokę. Charakterystyczne jednak dla współczesnych czasów jest to, że doskonałość, która ponadto stała się swego rodzaju normą społeczną, osiągnąć można wyłącznie dzięki skalpelowi! Reżimowa pielęgnacja, dieta i ćwiczenia nie zbliżą nas do owego wzoru piękna. Zapewnić może to jedynie chirurgia. 

A jaka jest rzeczywistość? Otóż w przeważającej większości przypadków wychudzona sylwetka pociąga za sobą również niewielki biust. Pełne piersi idą raczej w parze z bujnymi kształtami. Sporadycznie bywa inaczej, niemniej duży biust nigdy, przenigdy sterczał nie będzie. Grawitacja działa niezależnie od wytyczanych nam kanonów piękna. Talia osy i pełne, sterczące piersi, to kompletna abstrakcja, chyba że silikonowe. Te w istocie same się "noszą" i nie potrzeba im żadnego biustonosza. Naturalne piersi w rozmiarze D+ nie zadowolą się byle biustonoszem. By pozostały na właściwej wysokości, potrzeba odpowiedniej konstrukcji stanika, nierzadko wrzynającego się w ramiona, co potwierdzi każda właścicielka sporego (naturalnego!) biustu. Co zaś tyczy się twarzy... Podkreślenie długich rzęs tuszem, to obecnie stanowczo za mało. Dziś uwodzicielskiemu spojrzeniu towarzyszyć muszą doklejone włoski. Coraz częściej na porządku dziennym - i to wcale nie wśród celebrytów - staje się zmienianie proporcji twarzy poprzez wstrzykiwanie różnego rodzaju wypełniaczy uwydatniających kości policzkowe. Istotnym wyznacznikiem kobiecego piękna są również pełne usta, mające kluczowy wpływ na atrakcyjność. Zabieg ich powiększania stał się bardzo popularny, wręcz powszechny.

Temat ideału nie omija też mężczyzn, jednak mam wrażenie, że w ich przypadku nie ma tak wielkiej skali rażenia. Choćby ze względu na tzw. solidarność plemników. I proszę mi tu nie replikować  o domniemanej solidarności jajników, bo owa nie istnieje. My kobiety nieustannie ze sobą konkurujemy, beznadziejnie ścigając  ideał. W ten sposób jedynie podwyższamy sobie już i tak nazbyt wysoko umieszczoną poprzeczkę. Natomiast mężczyźni nie będą tak chętnie podcinać gałęzi, na której siedzą. Są też, w porównaniu z kobietami, pewniejsi siebie, stąd mniej się przejmują jakimiś zewnętrznymi wytycznymi i nie mają tak silnej potrzeby udowadniania całemu światu, że od niego nie odstają. Oczywiście jest to wielkie uproszczenie, bo nie brak prześcigających się, choćby w wielkości muskułów, mężczyzn oraz silnych osobowościowo kobiet, odpornych na destrukcyjną rywalizację o "podium".



Ikony dzisiejszej urody, czyli siostry Godlewskie:



Anella, czyli polska żywa Barbie:

 





Wszyscy chyba się zgodzą, że Anella w pewnym momencie wyraźnie przekroczyła granicę dobrego smaku, niemniej, ta (jeszcze ładna) idealna dziewczyna z górnego zdjęcia już ma sztuczne kości policzkowe i usta. Takie parametry w naturze po prostu nie występują. W zasadzie nikt nie zamierza nas mamić, ze tak jest. Jest o wiele gorzej! Wmusza nam się coś takiego jako normę, przekonując, że "perfekcja" osiągalna jest dla każdego. "Masz do tego prawo! Nie pozwól, by drobny defekt pozbawił Cię tej satysfakcji!"

Kanony piękna i wzorce na pewno wciąż będą ewoluować. Zastanawiam się jednak czy kobieta - dajmy na to taka, jak ja - dbająca o siebie w granicach rozsądku, ale bez inklinacji w kierunku skalpela, może być jeszcze postrzegana jako atrakcyjna? Szczupła, ale z biodrami i piersiami proporcjonalnymi do swojej szczupłości - czyli małymi, z przeciętnymi ustami, choć wcale nie wąskimi i zwykłymi rzęsami... A może to właśnie ona ma w sobie o wiele więcej "witaminy" niż wszystkie te nadmuchane lale z pełnymi dzióbkami i pokaźnymi, nachalnymi dekoltami?!



Kobieta taka jak ja, czyli... Ja


3 komentarze:

  1. I drive on another side of the road, ale uważam, że to kobiety takie jak Ty Basiu, dbające o siebie bez strzykawek i skalpela, naturalne i prawdziwe, są piękne. Te wszystkie Barbie-podobne wytwory chirurgiczne to horror jakiś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję Ci Adamie! Nieustannie toczę walkę o Siebie, o swoje poczucie piękna. A z kim walczę? Ze sobą, by mimo wszystko nie dać się zwariować i nie stracić wiary we własne piekno, przede wszystkim to wewnętrzne, bo bez niego nawet chirurg nie pomoże.

      Usuń
    2. Chyba najtrudniej jest zaakceptować i polubić samego siebie, ale spojrzenie na panie Godlewskie i panią Anellę może bardzo dobrze w tym kierunku zmotywować. Dla takiego wyglądu strasznie muszą się udźwigać, urobić i naprzestraszać swoimi własnymi obrazami w lustrach. Jak sobie to człek uświadomi, od razu czuje się ładniejszy.

      Usuń